Recenzja filmu

Twarz anioła (2014)
Michael Winterbottom
Daniel Brühl
Kate Beckinsale

Kto wrobił Jessikę Rabbit?

Winterbottom uniknął co prawda kiczu – symbolika nie bije po oczach, a morału nikt nie wypowiada na głos – ale zabawom z fikcją brakuje świeżości, a wpisanie losów bohatera w trójaktową
Gdy ktoś taki jak Michael Winterbottom bierze się za historię "z życia wziętą", nie wiadomo, czego się spodziewać, a raczej, polegając na jego filmografii, należy spodziewać się jednej z dwóch możliwości – albo zobaczymy zaangażowany paradokument, albo film-ściemę, który bawi się własną fikcyjnością. Tym razem brytyjski reżyser zdecydował się połączyć oba podejścia i dodać trochę przekory w adaptowaniu klasyki literatury, znanej z "Tristrama Shandy’ego" do studium dziennikarskiej histerii narosłej wokół morderstwa z pierwszych stron gazet.



Winterbottom lubi naiwnie dziwować się światu, co wychodzi mu czasem znośnie jak w "Drodze do Guantanamo" albo całkiem niestrawnie jak w "Doktrynie szoku". Punkt wyjścia "Twarzy anioła" jest równie naiwny – to próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego zbrodnie popełniane przez zwykłych ludzi tak bardzo absorbują opinię publiczną, podczas gdy ich ofiary spychane są w zbiorową niepamięć. To oczywiście przykre, że w natłoku kolejnych spraw sądowych i doniesień prasowych uśmierca się zamordowanych jeszcze raz – tym razem symbolicznie. Jednak czy naprawdę jest to takie dziwne, że świat raczej interesuje się młodą dziewczyną, dokonującą pewnego dnia szokującego morderstwa niż jej zupełnie niewinną koleżanką?

Z pospiesznie nakreślonej introdukcji, w której bohater, wynajęty do zrobienia opartego na prawdziwych wydarzeniach thrillera, przybywa do miasta niedawnej tragedii, wyłania się jednak bardziej interesująca opowieść o artyście, którego rzeczywistość przerasta tak bardzo, że zamiast kręcić film, oddaje się coraz głębszym refleksjom o prawdzie i możliwościach jej uchwycenia. Thomas zastaje w Siennie prawdziwy cyrk; wobec braku niezbitych dowodów argumentami w sprawie stają się retoryczne zwroty – oskarżona na zmianę porównywana jest do diablicy, geniusza propagandy Goebellsa i Jessiki Rabbit z filmu "Kto wrobił Królika Rogera?". Spotkani dziennikarze i filmowcy udzielają Thomasowi tajemniczo brzmiących rad. Autorka książki o życiu Jessiki Fuller (odpowiednik prawdziwej Amandy Knox)  poleca mu "szukać prawdy w fikcji". Ekscentryczny scenarzysta sugeruje, że wie coś o zaginionym narzędziu zbrodni, a jednocześnie wyśmiewa śledztwo reżysera. Bohaterowi, zaczytującemu się "Boską Komedią" Dantego, Sienna coraz bardziej kojarzy się z Piekłem. Po kolejnych kręgach oprowadzają go przewodnicy, którym nie może ani zawierzyć, ani ich zupełnie zlekceważyć.



Gdy Winterbottom adaptował zupełnie niefilmowego "Tristrama Shandy'ego", uciekł się do pewnego fortelu. Zamiast mozolnie przenosić tekst na ekran, stworzył film o powstawaniu adaptacji tej właśnie powieści – dzięki czemu zachował jej dygresyjny, pokawałkowany charakter, równocześnie kompletnie zmieniając temat. W "Twarzy anioła" podobnie dzieje się z "Boską komedią". Thomas jest zniesmaczony procesem, nie postrzega go jako dążenia do prawdy i sprawiedliwości. To konkurs piękności, który wygrywa ten, kto lepiej wypadnie na sali sądowej. Przekonaniu, że "prawda jest gdzie indziej", i wyobraźni, która zaczyna biec coraz dziwniejszymi drogami, wychodzi naprzeciw literacka edukacja. Thomas decyduje się odrzucić pierwotny pomysł na nakręcenie thrillera-produkcyjniaka i tragicznej historii nadać strukturę poematu Dantego. Wytchnieniem w pogoni za scenariuszem są dla niego spotkania z brytyjską studentką, dzięki której poznaje nocne życie miasta. Wyrwany z (bez)dusznego dziennikarsko-filmowego piekiełka zaczyna rozumieć, jak bardzo błądził do tej pory. Męczy się jak niegdyś ojciec Tristrama Shandy’ego, który w pojedynkę pisał encyklopedię, aby całą swoją wiedzę móc przekazać synowi. Tristram nie tylko nie skorzystał z księgi, ale zakwestionował samą metodę kategoryzowania rzeczywistości.

Spisując swoje dzieje i poglądy, nie dbał o porządek i elegancję wywodu, pozwalając nurtowi życia na swobodny przepływ. Bohaterowi "Twarzy anioła" zajmie trochę czasu, zanim wyciągnie podobne wnioski – droga z Piekła do Nieba prowadzić musi przez Czyściec. Nawiedzony scenarzysta i samozwańczy doradca Thomasa twierdzi, że młodzi mają obsesję na punkcie prawdy, dlatego interesuje ich zbrodnia; za każdą stoją sprawcy, których trzeba złapać, i motywy, które trzeba poznać. Starzy z kolei pragną odpędzić myśli o śmierci, dlatego gorączkowo trzymają się życia, a to najpełniej przejawia się w miłości. Bohater widzi, że znajduje się gdzieś pomiędzy. Poszukiwanie formy, która uchwyciłaby prawdę o morderstwie w Siennie, zbiega się z kryzysem wieku średniego – motywem wracającym jak bumerang w kinie Winterbottoma. W odróżnieniu jednak od poprzednich słodko-gorzkich obrazów, zwłaszcza "The Trip" i "The Trip to Italy" – tu powaga zajmuje miejsce zgrywy, a smutek zostaje wyparty przez liryzm.



Niestety nowe podejście nie przysłużyło się angielskiemu reżyserowi. Uniknął co prawda kiczu – symbolika nie bije po oczach, a morału nikt nie wypowiada na głos – ale zabawom z fikcją brakuje świeżości, a wpisanie losów bohatera w trójaktową strukturę "Boskiej komedii" ma charakter raczej życzeniowy. Nie znaczy to, że nie ma o czym rozmyślać, ale nie jest to obraz tak nieprzenikniony jak sugerowałaby, udająca Mona Lisę, ofiara morderstwa, uśmiechająca się tajemniczo wprost do kamery.
1 10
Moja ocena:
6
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones